Podaruj mi trochę słońca!



Zdecydowanie słońce to towar deficytowy. Jednak jest kilka sposobów aby  nie zapomnieć o jego działaniu. Jakie? Oczywiście można siedzieć 30 minut przed lampą antydepresyjną i napawać się "światłem dziennym", jednak ja chciałabym zaproponować coś zupełnie innego. 
Kiedyś, w bardzo odległych czasach, opalenizna była wyznacznikiem majętności. Za sprawą Coco Chanel wszystkie kobiety chciały być przyrumienione słońcem. Jednak niektórzy zrozumieli to na opak, co doprowadziło do tego, że opalenizna stała się wyznacznikiem kiczu i braku dobrego smaku.
Jednak nie oszukujmy się - przybrązowiona skóra wygląda lepiej, ładniej. A wszystkie chcemy być odbierane jako ładne i zadbane. 
Samoopalacze - zło konieczne czy może szybko rozwijająca się dziedzina kosmetyczna? Nie wiem jak wy, ale ja bardzo źle wspominam tego typu kosmetyki sprzed kilku lat. Zawsze powstawały na moim ciele nieestetyczne plamy. Zawsze 'jarałam' się nowym kosmetykiem, po czym po jednym użyciu odkładałam go w kąt. I tak było ciągle i ciągle. Nie myślcie proszę, że nie robię nic innego tylko szukam samoopalacza kompletnego - co to, to nie! Przez 350 dni w roku jestem blada.
Moim małym marzeniem było przetestowanie słynnego samoopalacza od Vita Liberta. Udało mi się to spełnić (odkupując próbkę na jednej z grup facebookowych) za śmieszny wysoką kwotę. No, ale przebolałam to i ochoczo wzięłam się do testowania. A oczekiwania miałam oogroomne!


Vita Libertata Ten Minute Tan
Ten Minute Tan to samoopalający lotion, który pozwala uzyskać opaleniznę w błyskawicznym czasie- można go zmyć już po 10 minutch po aplikacji.Aktywne składniki nadają perfekcyjną złotą opaleniznę już po 4- 6 godzinach, bez ryzyka ubrudzenia ubrań. Unikalne składniki opóźniające proces starzenia się skóry jak Matrixyl 3000 Peptide kompleks, kwasy tłuszczowe, ekstrakt z dzikiej róży, witamina C z kwiatów pomarańczy wygładzają, nawilżają i rozświetlają skórę oraz stymulują produkcje kolagenu. Technologia Odour Remove gwarantuje brak nieprzyjemnego 
Ciało, a dokładnie nogi, przygotowałam zgodnie z instrukcją. Nałożyłam próbkę samoopalacza na jedną nogę, bo tylko na tyle mi starczyło (sic! zapłaciłam za to 20 zł!). I stałam tak w łazience, stałam, stałam. Dziesięć minut ciągnęło się niemiłosiernie, no ale trzeba było dać radę. Przez moje gapiostwo trzymałam produkt przez 15 minut, następnie zmyłam i czekałam na efekty.
Jakie było moje zdziwienie, gdy po 6 godzinach nie zadziało się nic! Nogi miały jednakowy odcień bladości. Jednak jakim szokiem było dla mnie to, że po kilku dniach zaczęły wychodzić mi brązowe plamy. Ale nie na całych nogach, w przedziwnych miejscach. Dlaczego? Podejrzewam, że właśnie tam nałożyłam więcej tego produktu.
Plusem było to, że ten samoopalacz nie śmierdział jak zazwyczaj takie produkty. Bardzo wygodnie się nakładał, można od razu było korygować jakiekolwiek smugi. Szybko się wchłaniał. W zasadzie to już po minucie mogłabym nałożyć ubranie. Pozostałość, którą trzeba było zmyć, również nie wymagała większego wysiłku.
Jednak efekt, kompletnie żaden. Zerowy. Zawsze tak jest, gdy się na coś napalę. Zastanawiam się tylko: dlaczego? Przecież zrobiłam wszystko z instrukcją, w internecie wszyscy to zachwalają, pokazują efekty przed i po?


St. Moriz Instant self Tanning Lotion Medium
Za drugi samoopalacz chwyciłam za sprawą LOLI (vlogLOLA). Przez długi czas nie mogłam trafić na niego na stronie kosmetykomanii. Gdy się pojawił bez zastanowienia wrzuciłam do koszyka odcień medium. Chociaż nie powiem, dark kusił ;d Za pełnowymiarowe opakowanie zapłaciłam coś około 16 zł, dorzuciłam sobie jeszcze gąbeczkę do nakładania aby poczuć się bardziej profesjonalnie.
St. Moriz Instant self Tanning Lotion Medium - Doskonałej jakości samoopalacz w żelu. Nadaje skórze piękną, równomierną opaleniznę. Efekt widoczny jest po krótkim czasie od użycia. Skóra wygląda bardzo naturalnie, jest ładnie opalona. Ma słoneczny, złocisto-brązowy odcień. Odpowiedni dla wszystkich rodzajów skóry. Można stosować do skóry twarzy. Samoopalacz nie pozostawia smug oraz zacieków.  

W kolorze jest naprawdę bardzo ciemne. Niemalże czarne. Podczas nakładania na nogi kolor się delikatnie brązowi, jednak nadal jest ciemny. Zapach - bez zapachu. Trudność w nakładaniu? Żadna. Przy tym kolorze od razu można korygować smugi i plamy. Bardzo szybko się wchłania, ja po chwili wskoczyłam w spodnie. Nie miałam żadnych zabrudzeń. Wszystko świetnie!
Efekt? Genialny! Nogi brązowe jakbym dopiero co wysiadła z samolotu z Zanzibaru. Zero plam, smug.
Jedyny minus? Jak przeciągnie się po paznokciach to robią się nieestetycznie żółte.
Efekt zauważalny jest około 7 dni, naturalnie wygasa.
Tylko, nie róbcie tego błędu co ja (oczywiście jeśli macie ochotę zastosować ten samoopalacz) i nie smarujcie samych nóg :D Bo to dziwnie wygląda.


Samoopalająca mgiełka do ciała Lirene
Samoopalająca mgiełka do ciała to innowacyjny produkt, który w luksusowy sposób pielęgnuje skórę oraz pozwala stopniowo uzyskać złocisty odcień skóry. Dzięki dwufazowej konsystencji mgiełki, produkt idealnie się rozprowadza oraz błyskawicznie wchłania. Zapewnia równomierną aplikację, piękną opaleniznę bez smug i przebarwień oraz pozostawia subtelny i piękny zapach na skórze. Składniki o właściwościach antyoksydacyjnych: olej z karotki oraz ekstrakt z bursztynu, stymulują skórę do odnowy, regenerują i przywracają jej blask. Silnie nawilżający AquaCell wiąże wodę w skórze, zapewniając nawilżenie, elastyczność i miękkość naskórka.

Ostatnia dawka słońca w butelce to mgiełka. Bałam się jej najbardziej. No bo jak za sprawą psiknięcia idealnie nałożyć produkt. Zapach ma specyficzny, ale nie jakiś odrzucający. Fajna, olejkowa konsystencja sprawia, że ciało jest nawilżone. Opaleniznę można budować poprzez dokładanie kolejnych warstw.
Niestety jeśli chodzi o minusy, to na pewno smporym jest to, że atomizer się zacina. Nie zawsze można wypsiknąć z niego odpowiednią porcję kosmetyku, Dodatkowo tłuste ręce nie ułatwiają tego. Oczywiście, że narobiłam sobie plam (:D), jednak to raczej moja wina, bo czytałam Wasze recenzje i wiem, że u Was ten problem rzadko się pojawia. Może gdyby płyn trochę bardziej odznaczał się na skórze to byłoby idealnie. Bo bardzo podoba mi się jego efekt nawilżenia.

Podsumowując, moim hitem jest St. Moriz. Znalazłam swoje słońce na kryzysowe sytuacje. Efekt jaki osiągam tym kosmetykiem jest niemalże natychmiastowy, naturalny. O właśnie! Bo o tym zapomniałam wspomnieć. Efekt jaki się uzyskuje jest naturalny, a nie taka typowa solara ;D Dla mnie to wiele znaczy ;)
Znacie któryś z tych produktów? Co sądzicie o nim?

14 komentarzy :

  1. Wioleta Sadowska (awiola)14 października 2017 12:17

    Nie znam tych produktów, ale bardzo mi odpowiadają.

    OdpowiedzUsuń
  2. In my secret place14 października 2017 12:29

    Bardzo przydatna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuje odrzucenie gdy widzę jakikolwiek samoopalacz. Wszystko przez to jak kiedyś się ich używało i te okropne plamy. Chyba już nigdy się do nich nie przekonam :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie używam samoopalaczy. Kiedyś próbowałam, ale efekt był tragiczny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. podobno najlepszy samoopalacz, ale ten rodzaj produktów nie jest dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę bardzo, ale to bardzo mi się idea porządnych samoopalaczy podoba.
    Przyznam szczerze, że warto "złapać troszkę słońca" jesienią.
    Produkty na piąteczkę :)
    Pozdrowionka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na jedną nogę? I plamy... Ja powiem ci że samoopalaczy raczej staram się unikać :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Magdalena Musińska16 października 2017 08:45

    ja jestem okropnym bladziochem i używałam tej mgiełki Lirene, taki delikatny efekt bardzo mi odpowiadał

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tez zawsze miałam problem z samoopalaczami, bo zostawiały mi plamy i jakoś nie używam. Ale w tym roku kupiłam St Moriz. Jeszcze nie używałam, ale cieszę się, że jest dobry.😊

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten pierwszy może Ci jakiś stary ktoś sprzedał że nie działa?
    Ja testowałam wiele razy samoopalacze,balsamy brązujące,żaden mi nie odpowiada,zapach skóry po kilku godzinach jest dla mnie nie do zniesienia,czuję się jakbym śmierdziała potem,takim intensywnym i chemicznym.Nie lubię...Ale oczywiście już mi oko się zaświeciło jak chwalisz St.Moriz :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy nie używałam samoopalaczy :) MÓJ BLOG

    OdpowiedzUsuń
  12. This looks like a great book to read, thanks for the share. Keep up the posts!
    Scarlett

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie, że znalazłaś coś dla siebie. Ja samoopalaczy nie lubię, zresztą pierwsze promienie słońce mnie już łapią i trzymają ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziwne, że Vita Libertata tak się u Ciebie zachował, może skoro odkupiłaś od kogoś, to ktoś go źle przechowywał. Miałam dwa samoopalacze tej marki i oba były genialne, tylko cena faktycznie jest wysoka.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za KAŻDY komentarz. Czytam każdy. Uśmiech pojawia mi się na twarzy kiedy pojawiają się wasze spostrzeżenia - nie tylko te pozytywne, ale i negatywne :)
Jeśli chcesz zostawić link do swojego bloga nie mam nic przeciwko temu :)
Miło mi będzie jeśli dołączysz go grona obserwatorów :)

Copyright © 2014 Lifestyle, beauty, food by Miritirllo , Blogger