Buble kosmetyczne 2017

Buble kosmetyczne 2017


W ostatnim poście wspominałam Wam o kosmetykach i gadżetach, które zaskoczyły mnie w 2017 roku. Teraz chciałabym pokazać Wam trzy kosmetyki, które zawiodły mnie w tym roku.


Pierwszy kosmetyk to bronzer od Lovely Dark Chocolade. Bardzo duże nadzieje pokladałam w tym kosmetyku. Niestety w odcieniu Dark kompletnie mnie zawiódł. Dlaczego? Pyli sie - i to strasznie. Nie polecam stosować go kiedy macie na sobie biała bluzkę lub sukienkę. Macie gwarancję, że trzeba będzie się przebrać. Po drugie - bardzo szybko znika z twarzy. Po kilku godzinach jest niewidoczny. Po trzecie - bardzo łatwo można sobie zrobić nim plamy. Aplikacja do najłatwiejszych nie należy. Po czwarte - odcień. Do wyboru są dwa kolory. Milk oraz Dark. Dark jest bardzo pomarańczowy. Nie jest to kolor uniwersalny i dla każdego. Dlatego ten kosmetyk jest dla mnie bublem.


Drugi kosmetyk to kredka do oczu Too Faced Perfect Storm. Jest to wodoodporna kredka/eyeliner. Czerń tej kredki nie jest głęboka. Raczej wpada w szarość. Jednak nie to jest jej największym minusem. Ogromne kawałki brokatu zatopione w tej kredce spowodowały, że leży ona nieużywana w kosmetyczce. Poza tym gąbeczka, która jest częścią kredki kompletnie nie nadaje się do rozcierania. Nigdy wcześniej nie byłam zawiedziona kosmetykami od Too Faced. Niestety, znalazłam pierwszy bubel z tej firmy.


Trzeci bubel to tusz od Benefit. Pomimo silikonowej szczoteczki, która bardzo lubię ta nie do końca rozczesywala rzęsy. Sama formuła tuszu była bardzo klejąca - rzęsy nie wyglądały dobrze. Jednak to co skreślilo ten produkt, to fakt że mnie uczulił. Nawet gdy przestałam używać tego produktu przez kilka dni uproczywe objawy sie pojawiały. Było to pieczenie, swędzenie i łzawienie oczu. Uporczywe, ale po kilku dni samoistnie przeszło.


Podsumowując, w 2017 bubli nie było dużo. Te, które najmocniej zapadły mi w pamięć, to trzy które przedstawiłam Wam powyżej.
Na 2018 rok życzę Wam jak największej ilości dobrych kosmetyków, brak bubli i dużo pasji do tworzenia bloga oraz swojego miejsca w Internecie. A tym, którzy nie blogują, życzę zdrowia - bo reszta sama przyjdzie. Wszystkiego dobrego! 
Kosmetyczne hity 2017

Kosmetyczne hity 2017


W zeszłym roku robiłam to zestawienie.Patrząc na nie, wiem że do hitów poprzedniego roku nie wróciłam ani razu. Zmieniło się moje podejście i potrzeby. W tym roku postanowiłam stworzyć również taki wpis,aby za rok stwierdzić co zmieniło się w mojej kosmetyczce.

1. Manirouge


Zdecydowanym hitem, który bezapelacyjnie zasluguje na pierwsze miejsce jest Manirouge. Dzięki temu urządzeniu w dosłownie 15 minut można zyskać przepięknie zdobione paznokcie.Atutem Manirouge jest to, że cały czas poszerza swoją gamę wzorów. Osobiście bardzo często sięgam po taką formę szybkiego odświeżenia wyglądu paznokci. Jeśli pierwszy raz słyszycie o tym przyrządzie koniecznie zajrzyjcie do posta sprzed kliku miesięcy, gdzie w obszerniejszych słowach opisałam ten produkt.

2.LiliLolo Flawless Matte


Stosowałam go najczęściej, jeśli chodzi o makijaż dzienny. Świetnie współgrał z kosmetykami naturalnymi oraz tradycyjnymi podkładami. Na długo matowi twarz, nie bielił. Na zdjęciach wygląda naprawdę rewelacyjnie. Pomimo, że używam go bardzo często, ba czasami siostra mi go podkradnie - to jeszcze jest go ogromna ilość w pudełku! Cudny! Z pewnością nie raz do niego wrócę ;)

3. Vabun No 5


Nie mogę rozstać się z tym zapachem. Rewelacyjny - w pierwszej chwili wyczuwalny bukiet kwiatowy,. który po utlenieniu się zmienia się w uwodzicielski zapach z ciężką nutą w tle. Dziewczęcy a za razem bardzo kobiecy. Początkowo niewinny, a następnie zadziorny. Rozwijający się na ciele jak kobieta. Cudny. Chociaż wiem, że ma wielu przeciwników, ja jestem w nim zakochana.

4. Palmer's kokosowy balsam do ciała


Nienawidzę balsamów do ciała. Jednak za sprawą VlogLoli zdecydowałam się na zakup tego kosmetyku - pierwsze wrażenie? Boże jak to pachnie! Kokosowo, cudnie. Jednak sama forma, konsystencja tego kosmetyku spowodowała, że nie wyobrażam sobie szukania innego balsamu do ciała. Wchłania się od razu, cudnie pachnie i genialnie nawilża. Nic więcej mu nie trzeba!

Cztery kosmetyki i gadżety zwałanęły totalnie moją kosmetyczką. Dla mnie są rewelacyjne i pewnie wrócę do nich nie raz.Już mam porobione zapasy☺

A Was co zaskoczyło w 2017 roku?
To są bloga urodziny!

To są bloga urodziny!

źródło: http://fotoforum.gazeta.pl/zdjecie/2126944,5,3,44580,roczek.html


Nawet nie wiem kiedy ten rok zleciał. Obfitował w bardzo dużo wydarzeń, nie tylko związanych z blogiem. Obfitował w miesiące gdzie postów było mniej oraz w miesiące - takie jak grudzień - że pojawiło ich się najwięcej podczas całego istnienia bloga.
Zakładając go, nie sądziłam, że uda mi się wytrwać w blogowaniu chociażby pół roku. Sądziłam, że po tym okresie wrócę do zamęczania moich znajomych opowieściami typu: "A wiesz co ostatnio odkryłam...". Teraz wygląda to trochę inaczej, to oni pytają mi się co polecam, czego nie. Na co zwracać uwagę, jest to miłe gdy wiesz, że ktoś traktuje twoją pasję jako dobre źródło wiedzy.
Przez ten rok zmieniło się wiele.

Pierwszym szokiem było dla mnie to, że w pierwszym miesiącu istnienia bloga liczba obserwatorów przewyższyła liczbę obserwatorów bloga, którego prowadziłam kilka lat wcześniej. Jednak po dość krótkim czasie uświadomiłam sobie, że to nie chodzi o obserwatorów - liczbę znajdującą się po prawej stronie. Zdałam sobie sprawę, że nawet jeśli tego bloga będzie czytać jedna osoba to ja i tak będę pisać. Dzielić się swoimi przemyśleniami, rozterkami. Po prostu.

Drugim szokiem był telefon. I zapytanie tydzień przed konferencją Meet Beauty, czy chcę przyjechać, bo jestem zaproszona. Szok, niedowierzanie i pakowanie się w trymigach. Na samej konferencji czułam się dziwnie: wszystkie dziewczyny, które kojarzyłam z blogowych zdjęć były niemal na wyciągnięcie ręki. Z częścią udało mi się porozmawiać, z częścią zawrzeć znajomości na dłużej. Sama konferencja dała mi mega kopa, podejrzewam, że to jest ten motor napędowy, który nie pozwolił mi mieć chwili zwątpienia w blogowaniu.
zdjęcie sprzed roku - 27.12.2016

Trzecim szokiem była jakoś zdjęć. Po konferencji zaczęłam zwracać uwagę nie tylko na treść, ale i na jakość publikowanych zdjęć. Wystarczyło tylko zmienić tło, troszkę pomyśleć i...mam wrażenie, że jest lepiej. Oczywiście wasze uwagi są wskazane, poniżej zamieszczam kolaż zdjęć dokładnie sprzed roku jak i obecnych.
zdjęcie po około 8 miesiącach blogowania

Czwartym szokiem były dla mnie maile z propozycją współpracy. Naprawdę bardzo się dziwiłam kiedy mi, dziewczynie której blog dopiero cały czas raczkuje, zaproponowano współprace. Dawało mi to naprawdę bardzo dużo satysfakcji, gdy mogłam opisywać i przedstawiać Wam jakiś produkt, po raz pierwszy. Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować osobą, które zaufały mi.


Piątym szokiem było dla mnie przekształcenie mojego prywatnego instagrama na instagrama blogowego. W momencie kiedy to robiłam, było to bardzo dobre źródło do informowania Was o nowym poście. Obecnie - kiedy te zasięgi są naprawdę mocno poobcinane, korzystam z niego coraz rzadziej. Jednak staram się aby publikowane tam (jak i na blogu) treści były jak najlepszej jakości.
Przestały się liczyć dla mnie statystyki. Od pewnego czasu stosuję pewien model recenzowania produktów, przez co wydaje mi się, że jest wprowadzony ład w całym poście. Z tego miejsca chciałabym Wam wszystkim bardzo podziękować - za to, że wchodzicie i interesujecie się tym co zamieszczane jest na blogu. Z drugiej strony chciałam bardzo przeprosić za to, że być może u części z Was nie bywam tak często. Spowodowane jest to moją pracą oraz studiami - kolejnymi. Bo jak wiecie, od sierpnia jestem już pełnoprawnie położoną.

Na Nowy Rok życzę Wam wytrwałości w dążeniu do postawionych celów, a sobie - wytrwałości  w rozwijaniu pasji.
Pozdrawiam,
Miritirllo

5 pomysłów na prezent last minute!

5 pomysłów na prezent last minute!

źródło: http://fitnessdorota.pl/index.php/pomysly-na-prezenty-dla-fit-maniakow/

Nie wiem jak Wy, ale ja w tym roku w ogóle nie odczuwam klimatu świąt. Śniegu nie ma - przynajmniej na Kujawach. W radio jakoś rzadko słyszę świąteczne piosenki. A nawet te, które się pojawiają jakoś nie wprowadzają mnie w świąteczny klimat. Szczerze mówiąc jeszcze nie myślałam o prezentach dla bliskich, odkładam to na ostatnią chwile. Domyślam się, ze jest wiele osób, które podobnie jak ja nie maja pomysłu n a prezent dla najbliższych. Dzisiaj chciałabym pokazać wam moje pomysły na prezent dla dziewczyny - i nie będą to tylko kosmetyki, ale również gadżety, które dostępne są w większości sklepów stacjonarnie.
1) Tangle Teezer Angel
źródło:
https://m2.kaubamaja.ee/media/catalog/product/cache/1/small_image/540x/85e4522595efc69f496374d01ef2bf13/5/0/5060236421067.jpg

Tangle teezer tak zrewolucjonizowało wiat kobiet, ze wydaje mi się ze niewiele jest takich, które nie wiedza czym jest ta szczotka. Pokryta jest ona powłoką antystatyczną która zapobiega elektryzowaniu się włosów. Tangle Angel umożliwia bezbolesne, szybkie rozczesanie zarówno mokrych, jak i suchych włosów, bez ciągnięcia, wyrywania i łamania, nadając połysk. Powłoka antybakteryjna zapobiega osadzaniu się bakterii. Dzięki termoochronie, szczotka wytrzymuje bardzo wysokie temperatury, nie deformuje się. Osobiście klasyczne wersje mi nie przypadły do gustu - ale wersja Angel nie dość, ze spełnia wszystkie obietnice producenta to jeszcze ładnie wygląda.
Szczotka dostępna jest stacjonarnie w drogeriach Hebe w przeróżnych wersjach kolorystycznych.
źródło:
https://www.neonail.pl/fotob-16840/zestaw-smart-set.jpg

2) zestaw do wykonywania manciure hybrydowego w domu
Zestawy startowe są wszystkim tym, co potrzebne jest do rozpoczęcia zabawy z manicure hybrydowym. Kosztują około 200 zł. Zdecydowanie jest do najlepsza alternatywa, ponieważ kupowanie pojedynczych elementów (wiem na swoim przykładzie) kosztuje dużo więcej. Osobiście najbardziej spodobały mi się zestawy od Neonail.
Dostępność: Douglas, stoiska Neonail

źródło:
https://media-pl.douglas-shop.com/sgf/pl/605109/900_0/Laura_Mercier-Cera-Translucent.jpg

3) Laura Mercier - puder matujący
Puder, który chce mieć każda kosmetyko maniaczka. Utrzymuje makijaż w nienaruszonym stanie przez cały dzień. A do tego jest cholernie wydajny. Cholernie. Więc cena, początkowo może zrażać - jednak gdy przeliczymy sobie to na wydajność to stosunek okaże się rewelacyjny
Dostępność: Douglas

źródło:
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt,192516,kobo-professional-my-favourite-colors-by-daniel-sobiesniewski-eyeshadow-palette.html

4) paleta cieni Kobo
Kolejny hit kosmetyczny. Cienie zadowalają jakością, trwałością to, co jest ważne w tego rodzaju kosmetykach - pigmentacją. Pozycja prawie obowiązkowa w każdej kosmetyczce.
Dostępność: drogerie Naura
źródło:
https://spplthumb.blob.core.windows.net/1000x901c/5d/94/fe/naszyjnik-zlota-celebrytka-zawieszki-serce-zawiercie-sprzedam-464846325.jpg

5) celebrytka
Delikatna, podkreślająca ubiór. Zdobiąca szyję w nienachalny sposób. Rodzajów naszyjników jest tyle, że naprawdę ciężko się zdecydować! Jednak biżuteria jest zawsze trafionym pomysłem.
Dostępność: sklepy jublierskie.


Jestem ciekawa czy Wy macie już kupione prezenty dla najbliższych ;)

Smak i zapach pomarańczy

Smak i zapach pomarańczy


Czy jest coś cudowniejszego niż pobudzenie się świeżą pomarańczą? Według mnie - nie ma.Dlatego często w kosmetykach sięgam po ten zapach. Zdecydowanie na noc wolę otulić się zapachem cudownego kokosu, a rano dostać cytrusową energię. Też tak macie?
Zdecydowałam się pokazać Wam dwa kosmetyki z taką nutą zapachową. Jednak nie tylko o zapach tutaj chodzi. W owocach cytrusowych można odnaleźć bardzo duże ilości witaminy C. Powszechnie wiadomo, ze witamina C ma właściwości odpornościowe. W kosmetyce natomiast nazywana jest "królową młodości".
Dlaczego?
  • jest najsilniejszym przeciwutleniaczem występującym poza komórką (ale i wewnątrz komórki także spełnia ważną rolę ochronną przed uszkodzeniami oksydacyjnymi). Zwalcza wolne rodniki i inne niekorzystne skutki promieniowania UV.
  • Stymuluje syntezę kolagenu – kwas askorbinowy jest niezbędny w reakcjach zachodzących w aminokwasach, budujących łańcuchy polipeptydowe składające się na włókna kolagenowe.
  • Zmniejsza syntezę enzymów z klasy metaloproteinaz, m.in. kolagenazy, przez co hamuje degradację kolagenu i elastyny.
  • Stymuluje syntezę kwasu hialuronowego.
  • Uszczelnia naczynia krwionośne, zwiększa elastyczność ścian naczynek włosowatych, poprawia mikrocyrkulację i zmniejsza zaczerwienienia skóry.
  • Hamuje produkcje melaniny, przez co rozjaśnia skórę, wspomaga usuwanie przebarwień. 
  • Jako delikatny kwas PHA (polihydroksylowy) delikatnie złuszczaskórę.
  • Sprzyja syntezie ceramidów skóry, przez co wzmacnia barierę lipidową naskórka, odpowiedzialną za nawilżenie skóry.
  • Regeneruje witaminę E – wpływa na jej odbudowę.
  • Działa łagodząco, przeciwzapalnie, wspomaga gojenie uszkodzeń skóry i regenerację naskórka.
  • Wspomaga ochronę anty-UV i stanowi doskonałe uzupełnienie preparatów ochronnych z filtrami. Należy przy tym pamiętać, że ilość witaminy C w skórze drastycznie spada pod wpływem promieniowania UV.
  • Wzmacnia odporność skóry, która ulega zmniejszeniu pod wpływm promieniowania UVB, dzięki czemu zapobiega zmianom kancerogennym skóry.
  • Sprzyja zmniejszeniu rozstępów.
  • Redukuje wytwarzanie łoju, zapobiega utlenianiu się sebum na powierzchni skóry, pomaga w likwidowaniu wyprysków i przebarwień.
źródło:http://uroda40plus.pl/witamina-c-w-kosmetyce-krolowa-mlodosci/ 
Sporo tego, prawda?

Dzisiaj jednak chciałabym się skupić na dwóch kosmetykach, które zawładnęły moją pielęgnacją twarzy kilka miesięcy temu. Dla osób, które nie widziały kilku poprzednich wpisów przypominam, że obecnie publikowane są zaległe posty - sprzed kilku miesięcy.
Make Me Bio Orange Energy jest to krem przeznaczony do pielęgnacji cery normalnej i wrażliwej. Generalnie firma Make Me Bio jest to polski producent kosmetyków naturalnych, w swojej ofercie ma nie tylko kremy do twarzy, ale również cudowną wodę różaną, krem pod oczy oraz puder oczyszczający do twarzy.

Producent o tym kosmetyku pisze w następujący sposób:

Doskonały krem opracowany na bazie wody z kwiatu pomarańczy, która z łatwością przenika w głąb komórek skóry, przywracając jej równowagę. Działa lekko ściągająco, rozjaśnia i tonizuje skórę. Orzeźwiający zapach kwiatu pomarańczy działa stymulująco na umysł. Olejki z migdałów, jojoba i shea doskonale nawilżają, odżywiają i chronią skórę nie pozostawiając uczucia ociężałości. Wyciąg z rumianku dodaje uspokajająco- łagodzące funkcje. Ten aksamitny krem jest idealnym wyborem na świeżą dawkę energii każdego dnia!
Pomimo tego, że przeznaczenie tego kremu jest troszeczkę inne: skierowany jest bowiem do cery normalnej i wrażliwej, bardzo dobrze sprawdzi się u posiadaczek cery mieszanej, odwodnionej. Zapach w kosmetykach jest ważny: ten przepięknie pachnie pomarańczami i mandarynkami i w żaden sposób nie przytłacza.
Jeśli chodzi o samo opakowanie to krem zamknięty jest w ciemnobrązowym, szklanym pojemniczku. Bardzo solidne szkło nie pozwala na roztrzaskanie się kosmetyku przy bliższym kontakcie z podłogą.
W działaniu krem idealnie nawilża skórę. Wszystkie suche skórki znikają, cera jest ujednolicona, a blizny delikatnie rozjaśnione. Nie potrzeba nakładać grubej warstwy kosmetyku aby odczuć efekt idealnie napiętej skóry. Wystarczy cienką warstwę delikatnie wklepać.
Ja jestem bardzo zadowolona z działania tego kremu. Oczywiście jak w każdych kosmetykach naturalnych, jest ograniczenie do 6 miesięcy do zużycia.
Skład: 
Citrus Aurantium Dulcis (Orange Blossom) Flower Water, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil,  Cetearyl Glucoside, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetyl Alcohol, Glyceryl Monostearate, Tocopherol (Vitamin E), Glycerin, Matricaria Chamomilla (Chamomile) Flower Extract, Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid,  Parfum, Limonene*, Linalool*  


Lirene C+D pro Vitamin Energy skoncentrowane serum
Producent o tym kosmetyku pisze w następujący sposób:
Specjalistyczne serum, które zapewnia idealną pielęgnację uzupełniającą, gwarantując widoczny efekt rewitalizacji i stymulacji energetycznej skóry. Optymalna zawartość kompleksu wit. Duo C oraz wit. D pro zapewnia wielowymiarowy efekt odmłodzenia. Duo C skutecznie penetruje skórę, chroniąc DNA komórkowe oraz aktywując syntezę białek kolagenu. Intensywnie rewitalizuje i rozświetla. Wit. D pro wspomaga barierę naskórkową oraz stymuluje naprawę mikrouszkodzeń, spowodowanych starzeniem i negatywnym wpływem środowiska. Unikalny kompleks SkinAwake, naturalnego pochodzenia i bogaty w mikroelementy, cukry i witaminy wspomaga procesy odnowy komórkowej zachodzącej podczas snu. Komórki są lepiej odżywione, a skóra pełna energii i witalności. Wysokocząsteczkowy kwas hialuronowy wiąże wodę w skórze, nawilżając i wygładzając. Zamknięta w gwarantujących stabilność mikrokapsułkach wit. E, zapewnia ochronę antyrodnikową oraz odpowiedni poziom nawilżenia skóry.

W gęstym żelu zatopione są kuleczki z witaminami, które rozpuszczają się pod wpływem rozsmarowywania ich na skórze. Serum ma bardzo cytrusowy - energezytujący - zapach. Jednak według mnie jest on dużo bardziej sztuczny niż wspominany wcześniej Make Me Bio. Na skórze pozostawia lekko lepiącą się warstwę.
Nie zrobił krzywdy, ale też jakoś mnie nie zachwycił.
SkładAqua (Water), Propanediol, Alcohol Denat., Triethanolamine, Carbomer, PPG-26-Buteth-26, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Glycerin, Buteth-3, Disodium EDTA, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer,Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Fruit Extract, Ethylhexylglycerin, Sodium Benzotriazolyl Butylphenol Sulfonate,Cichorium Intybus (Chicory) Root Extract, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Cellulose, Mannitol, Lactose, Ethyl Ascorbic Acid, Lecithin, Tributyl Citrate, Sodium Hyaluronate, Lonicera Japonica Flower Extract, Lonicera Caprifolium Flower Extract, Hydroxypropyl Methylcellulose, Tocopheryl Acetate, Polysorbate 20, Phenoxyethanol, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Parfum (Fragrance), Limonene, Hexyl Cinnamal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool, Citronellol, Geraniol, CI 77492 (Iron Oxides), CI 19140 (FD&C Yellow No. 5), CI 12085 (D&C Red No. 36), CI 16035 (FD&C Red No. 40). 
 
A Wy lubicie cytrusowe zapachy w kosmetykach? 

Regital - aby włosy nie wypadały

Regital - aby włosy nie wypadały


Na przestrzeni roku, najbardziej wkurzającym dla mnie okresem, jest początek jesieni oraz początek wiosny. I nie mam tutaj na myśli pogody, tylko to co dzieje się z moimi włosami w tym czasie. Znacie to upierdliwe, wzmożone, wypadanie włosów? Ja i owszem. Znam i to bardzo dobrze. Dlatego w tych okresach stosuję przeróżne tabletki, wcierki, szamańskie rytuały.
Tym razem sięgnęłam po suplement diety Regital. Jak dobrze wiecie - lub nie -bardzo rzadko wierzę w cudowną moc suplementów i wychodzę z założenia, że dieta ma istotniejszy wpływ niż łykanie tabletek. Ale jak to mówią: reklama dźwignią handlu.

Suplement ten, jak większość z tej dziedziny, skierowany jest na włosy, skórę i paznokcie. Producent o tym suplemencie wypowiada się w następujący sposób:
Regital to suplement diety, którego składniki pomagają zachować zdrową skórę (dzięki zawartości witamin: C, B , A, biotyny oraz mikroelementów: 2 jodu i cynku), włosy (dzięki zawartości skrzypu polnego, cynku, selenu oraz biotyny) i paznokcie (dzięki zawartości:cynku i selenu).
Jeśli chodzi o sposób dawkowania to zaleca się dwie tabletki dziennie. Jednakże, osobiście wiele razy zapominałam o tej drugiej dawce. Tabletki są naprawdę duże. Dla osób, które mają problem z połykaniem tabletek, będą zdecydowanie za duże.
Skład? Obiecujący, 33 aktywne składniki: witaminy, kwasy, różnego rodzaju pierwiastki wpływające na wcześniej wymienione już partie ciała. I co?
Zrobiłam niezły research tego suplementu w internecie. Posiedziałam trochę na archiwalnych forach wizażu, gdzie pojawiała się dyskusja na temat tego specyfiku. Wiele osób wypowiadało się, że po pełnej kuracji, tj. 4 opakowaniach z rzędu zauważyło różnicę. Niektórzy po dwóch miesiącach stosowania, niektórzy w ogóle. 
Znam suplement, z grupy "przeciw wypadaniu włosów", który działa rewelacyjnie i już po dwoch tygodniach stosowania widać różnicę. Zdziwiła mnie informacja, że ktoś "jadł" 4 opakowania tych samych tabletek. Osobiście wychodzę z założenia, że jak coś nie działa po miesiącu-dwóch, to trzeba to zmienić. 

W moim przypadku tabletki nie zadziałały. I nie zrzucam tutaj winy na moje niejedzenie 2 tabletek dziennie. Stosowałam regularnie po jednej tabletce, a rezultatów nie było. W okresie wiosennym stosowałam te tabletki miesiąc, aby jesienią ponownie do nich powrócić. Efekt cały czas był taki sam. Włosy wypadały ze zdwojoną siłą, a ja powróciłam do Vitapilu. Chociaż jak pewnie przypominacie sobie post o nim, często miewałam po nim bóle brzucha przy stosowaniu codziennym. Dlatego obecnie sięgam po niego w odstępach dwudniowych, a mimo to działa rewelacyjnie. 

Jestem ciekawa jakie jest Wasze podejście do tematu suplementacji "przeciw wypadaniu". Stosujecie?
Bielenda Make Up Academy Pearl Base - efekt poprawy kolorytu

Bielenda Make Up Academy Pearl Base - efekt poprawy kolorytu



Nadszedł wreszcie czas na opisanie produktów, które już kilka miesięcy goszczą w mojej kosmetyczce. Na samym początku chciałabym zaznaczyć - a wiem, że jest to praktyką wielu z Was - zdjęcia pochodzą sprzed otwarcia produktu (czytaj: są z maja). Wtedy nie zwracałam tak dużej uwagi na zdjęcia, więc jakość oraz ogólna estetyka ich nie będzie powalająca. Niestety część z tych produktów już nie mam, więc ciężko było wykonać zdjęcia ponownie jednak chciałabym podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami na temat tych produktów. Dlatego postanowiłam, że będę dodawać posty naprzemiennie - jeden post będzie opisywał produkt sprzed kilku miesięcy, a kolejny ten używany obecnie. Żeby nie zarzucić Was zdjęciami, które osobiście nie przypadły mi do gustu.
Jakiś czas temu Bielenda wypuściła na rynek bazy pod makijaż. Świat kosmetyczny oraz blogowy oszalał na punkcie tych kosmetyków. Szczerze mówiąc bardzo ciekawiła mnie ich jakość, gdyż z bazami nigdy nie miałam "dobrego" romansu. Zazwyczaj były kiepskie, zapychały moją problematyczną cerę. Od tego czasu wiele się zmieniło. Asortyment proponowany przez tę fimrę się powiększył i w ich składzie można znaleźć nowe bazy. Bielenda Glow Essence, do złudzenia przypomina mi słynne meteoryty od Guerlain. Jednak dzisiaj nie chciałabym pisać o tym kosmetyku
Czyż nie są podobne? Zdjęcie pochodzi ze strony: http://bielenda.pl/serie/glow-essence
Bazę Bielenda Make-up Academy efekt poprawy kolorytu poznałam dzięki Meet Beauty. Swoją sławę zyskała dzięki blogom oraz przychylnym - w okresie, kiedy pojawiala się na rynku - opinią na przeróżnych portalach. Pisząc ten artykuł ponownie zajrzałam do tych opinii i niestety, obecnie nie powalają. Czar tej bazy prysnął?



Zobaczmy jednak co producent pisze o tym kosmetyku:
Żelowo-perłowa poprawiająca koloryt baza pod makijaż to idealny sposób na uatrakcyjnienie wyglądu szarej, zmęczonej, pozbawionej blasku cery, przy jednoczesnym podniesieniu jej poziomu nawilżenia.Inteligentny dozownik zamienia perłowe kapsułki zawieszone w lekkim żelu w jedwabiste serum, które idealnie dopasowuje się do skóry. Baza jest bardzo lekka, nie klei się, szybko się wchłania.Różowa perła wizualnie poprawia wygląd i koloryt naskórka, delikatnie go rozświetla i nadaje cerze promiennego dziewczęcego blasku. Błyszczące pigmenty rozświetlające tworzą na skórze subtelną mgiełkę, która daje dyskretny i naturalny efekt zrelaksowanej i zadbanej skóry, a twarz odzyskuje piękny wygląd.

Innowacją jeśli chodzi o samą formułę jest na pewno to, że z kulek otrzymujemy płynną bazę. Wszystko to dzięki dozownikowi, który miażdży perłowe kulki. Na samym początku powinnam wspomnieć, że z tej serii Bielenda proponuje nam trzy bazy: poprawiającą koloryt, rozświetlającą i brązującą. Jeśli chodzi o konsystencję jest ona lekko klejąca na dłoni. Nałożona na twarz, takiego efektu nie daje. Jest to żelowy efekt, dzięki czemu fajnie rozprowadza się na twarzy. Bardzo przyjemnie pachnie - jednak jest to zapach mocno perfumowany, typowo drogeryjny, ale to mi nie przeszkadza. Dzięki obecności zmiażdżonych elementów kulki, dają one efekt rozświetlenia na twarzy. Jeśli chodzi o działanie na twarzy - rewelacja. Zaczerwienienia są złagodzone, twarz przyjemnie nawilżona. Co ważne w przypadku cery tłustej i trądzikowej - nie zapycha jej oraz nie powoduje szybszego przetłuszczania się.
Na plus zasługuje również opakowanie. Ciężkie szkło, praktyczna pompka, która pomimo swojej roli (miażdżenia kulek) nie zacina się.
Jedynym minusem jak dla mnie jest to, że nie mogłam wykorzystać tej bazy do końca. Co można zauważyć na pierwszym zdjęciu.
Skład:
Aqua, Glicerin, Cyclopentasiloxane, Trehalose, Mica, Titanium Dioxide, Caviar Extract, PEG-12 Dimethicone, Panthenol, Palmitoyl Tripeptide - 5, Propylene Glycol, Calcium Alginate, Hydroxyethylcellulose, Xantan Gum, 1,2 Hexanediol, Agar, Carbomer, Deceth-7, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, PPG-26-Buteth-26 Potassium Hydroxide, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Cl 77491.


Podejrzewam, że już nie raz czytałyście o tym produkcie. Kupujecie go regularnie czy raczej sięgacie po nowości?
Lato w środku zimy? To możliwe!

Lato w środku zimy? To możliwe!

Jakiś czas temu Le Petit Marseiliais zorganizowało akcję poszukiwania ambasadorek dla produktu pachnącego truskawkami. Jako, że uwielbiam wszystko co związane z kąpieli w tej dziedzinie kosmetycznej staram się być na bieżąco (ehh, nadal marzę o sproszkowanym kozim mleku ;() to każdy nowy - nieznany - przeze mnie produkt jest bardzo przeze mnie pożądany.
Produktuy Le Petit Marseiliais  znałam z opowieści oraz z próbek, które dziwnym trafem powiększają moje zbiory. Zawsze budziły we mnie efekt pożądania.
To, że dostałam się do tej kampanii było dla mnie zdziwieniem. Zawsze odnosiłam wrażenie, że w tak dużych kampaniach (bo w tej było wytypowane 1000 ambasadorek) organizowanych nie tylko przez LPM, ale inne portale (streetcom, rekomenduj.to itp.) wybierane osoby się powtarzają. Nie odbierzcie tego źle - nie jest to jakieś wylanie żalów, tylko wynik mojej obserwacji. Nikomu nic nie zazdroszczę ;p

Paczka przyszła około miesiąca po ogłoszeniu wyników. Szczerze mówiąc zdążyłam o niej zapomnieć. W przepięknym kartonowym opakowaniu znalazł się nie tylko on - cudnie truskawkowy żel do ciała, ale również przepiękny zaparzacz do herbaty oraz zestaw próbek. Owy karton tak podbił moje serce, że na stałe zagościł na półce. Wygląda efektywnie i stylowo.
Co producent pisze o tym żelu?
Stworzona w ciepłym klimacie Prowansji marka Le Petit Marseiliais starannie wybrała i zamknęła w swoich żelach wyjątkowe składniki, które dojrzewały naturalnie, muskane promieniami słońca. Poczuj zapach słonecznej natury.
Truskawka, którą znajdziesz w naszym żelu, zrywana jest na początku lata, kiedy w pełni dojrzeje, ogrzewana promieniami południowego słońca Francji. Przekonaj się jak ta wyjątkowa odmiana truskawki uwodzi apetycznym zapachem i pięknym, czerwonym kolorem.

Co wyróżnia ten żel?
- zniewalający zapach naturalnych owoców, który długo utrzymuje się na skórze
- konsystencja - pomimo tego, że żel jest rzadki w swojej strukturze wystarcza naprawdę na długo
- efekt piany - nie jest to wielkie wow, ponieważ w składzie nie posiada tak silnie spieniających substancji, ale jak dla mnie piany jest wystarczająco
- efekt nawilżenia - świetnie nawilża skórę, pozostawiając ją aksamitną w dotyku
- korzystna cena - często te kosmetyki bywają w promocji (obecnie w Biedronce), więc naprawdę warto sięgnąć po ten żel i sprawdzić samemu


Delikatny żel pod prysznic dzięki lekkiej pianie oczyszcza skórę otulając ją delikatnym, apetycznym zapachem. Twoja skóra po prysznicu staje się nawilżona i odświeżona. Żel tworzony jest przy partnerskim udziale Conservatoire du littoral. Zagłębiłam się i poszukałam trochę w internecie czym jest ta organizacja. Niestety wszystko co znalazłam było w języku francuskim i trochę koślawo przetłumaczyłam to poprzez google translate.
Jest to instytucja publiczna, która nie ma swojego odpowiednika w Europie. Jest unikatowa dla Francji. Powstała w 1975 roku, a jej misją jest przywracanie środowisk zdegradowanych i zurbanizowanych do stanu pierwotnego oraz chronienie środowisk jeszcze nie objętych urbanizacją przez zdegradowaniem.

Osobiście bardzo polubiłam ten produkt. Fajny, wydajny, z długo utrzymującym się zapachem. Chociaż na chwilę, w tym jesiennym klimacie (bo u mnie pada, ale tylko deszcz ;(), poczuć promienie lata.

Znacie? Lubicie? Polecacie żele z innej serii?
Pink Boxing 3!

Pink Boxing 3!


Jakiś czas temu opowiadałam Wam o akcji Pink Boxing 2 - po jakże świetnej edycji, postanowiłam wziąć udział w kolejnej. To naprawdę niesamowita sprawa, że po części spełniamy czyjeś marzenia poprzez realizowanie chociaż jednego punktu z jego wishlisty! To również znakomita okazja do poznania nowych kosmetyków i gadżetów.


W tej edycji moją parą była Interendo.  Od dawna czytam jej bloga i naprawdę obawiałam się czy trafię w jej gust. Ba! Przecież w akcjach boxingowych jest ona obeznana jak mało kto.
Tak się złożyło,że w mojej głowie trochę poprzestawiały się daty i swoją paczkę wysłałam z opóźnieniem.


Jakiś czas temu doszła do mnie również paczka od Patrycji. Cudowanie zapakowana, jednak kompletnie zapomniałam o tym aby zrobić jej zdjęcia. Musicie uwierzyć mi na słowo, że kompletnie zostałam przeniesiona do świata dzieciństwa i bajek. Hello Kitty, zdecydowanie osłodziło mi wieczor, gdy otwierałam paczkę.
A co się w niej znalazło? CUDA! Naprawdę.

- Tangle Teezer Angel w kolorze białym, o której marzyłam już od dłuższego czasu
- pianka do mycia ciała z Balea o cudownym ciasteczkowym zapachu
- maska z L'oreal: miałam tylko próbki, jednak podświadomie bardzo chciałam ją mieć
- lawendowe masło do ciała
- pianka do mycia twarzy 
- zestaw z Semilac
- przeróżne azjatyckie słodycze
- przecudny zestaw składający się z filiżanki i talerzyka sygnowany przez Semilac


W paczce znalazło się kilka rzeczy, które naprawdę chciałam przetestować. Znalazły się również gadżety - a ja jako sroka gadżetowa - nie mogłam się nadziwić. No, bo helloł - nie każdy ma powerbank prosto od Semilaca ;D



Pudełko bardzo trafiło w mój gust. Nawet kolor lakieru, który znajdował się w paczce, totalnie trafił w mój jesienny gust.

I tutaj apel do każdego z Was - jeśli zastanawialiście się kiedyś czy warto brać udział w takich akcjach wymiankowych odpowiadam za Was, że warto. Nawet nie wiecie ile radości sprawia otrzymanie takiej paczki. To zupełnie tak jakby otrzymać paczkę od św. Mikołaja w listopadzie. Coś cudnego!
VascoNails - lakiery hybrydowe w wystrzałowych kolorach

VascoNails - lakiery hybrydowe w wystrzałowych kolorach


Ostatnio pokazywałam Wam mój zestaw do robienia hybryd w zaciszu domowym. Dzisiaj chciałabym co nieco napisać o marce, która dopiero co podbija paznokciowy świat.
Vasco Nails to marka, która od niedawna zaczęła przewijać się na blogach. Fajnie, że pazanokciowy świat przestaje się dzielić tylko na tych co używają Neonail oraz na tych, którzy używają Semilac. Każda nowość jest kolejną alternatywą dla tych marek, każda wprowadza coś fajnego i innowacyjnego.


Do testów dostałam cztery naprawdę wyjątkowe kolory. Sama nigdy nie zdecydowałabym się na ich wybranie, bo po prostu to są kolory z końca listy. Długo zastanawiałam się jak ugryźć temat, bo naprawdę w mojej głowie był opór co do nałożenia niektórych z nich. Raczej używam stonowanych kolorów, a tych 'crazy' sięgam po fuksje i czarny.


Lakiery zamknięte są w standardowych, czarnych, buteleczkach. To co z pewnością je wyróżnia to oznakowanie na nakrętce - kolor na nadruku praktycznie nie różni się od koloru zamieszczonego wewnątrz buteleczki. Za co wielki plus. Fajnie, że oprócz koloru jest też numer.
Co charakteryzuje VascoNails to baza kolorystyczna. Jest ich tak wiele,  że naprawdę ciężko się zdecydować. A gama kolorystyczna cały czas się poszerza. Mnie najbardziej z całej kolekcji urzekły beże i brązy. Cena takiego lakieru to 24 zł/6ml.


Jeśli chodzi o kwestie praktyczne, to pędzelki są krótkie i bardzo "poręczne". Jak dla mnie idealne. Bardzo łatwo się nimi maluje - nawet mnie, osobie, która różnie sobie radzi z obsługą lakieru do paznokci. Gęstość jest taka jak lubię. Coś pomiędzy jak dla mnie za rzadkim Semilaciem i idealnym w gęstości Neonailem. Zarówno baza, lakiery jak i top świetnie się malują.


Osobiście utwardzałam lakiery w mostu o mocy 9W, jednak jak już wspominałam w poprzednim poście, nie utwardza on doskonale. Po 2 godzinach przebywania na basenie, niestety lakier zaczął sam odchodzić z paznokci. Nie winię tutaj lakierów - ewidentnie jest to wina mojej lampy, gdyż zauważyłam takie niedotwardznie, w lakierach innych marek.


W przypadku kolorów - w konsystencji są one gęste. Łatwo się nimi maluje, a co najważniejsze wystarczy naprawdę jedna warstwa żeby pokryć dokładnie całą płykę paznokcia.
Bardzo łatwo odmaczają się w acetonie - jeśli preferujecie taką formę ściągania hybryd. Ja ostatnio pobawiłam się trochę z frezarką i tutaj również nie było problemów ze zdjęciem lakieru z paznokci.


Do przetestowania dostałam kolory żywe, radosne, pobudzające do życia. Zazwyczaj unikam takich kolorów, jednak zabawa z nimi była istną frajdą. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie konsystencja. A z takiej gamy kolorystycznej (bo z tego co pamiętam to jest prawie 126 kolorów), naprawdę można sporo wybrać i kombinować z wzorami i połączeniami kolorystycznymi.


Jestem bardzo ciekawa czy znacie tę firmę - jeśli tak, to co o niej sądzicie?



Copyright © 2014 Lifestyle, beauty, food by Miritirllo , Blogger