Trądzik historia prawdziwa

Trądzik historia prawdziwa

Słowem wstepu: postanowiłam trochę zmienić funkcjonowanie bloga. Od tej pory oprócz recenzji, które stanowią niemalże 99% wszystkich treści bloga będę starała przybliżyć wam pielęgnację cery tlustej/mieszanej ze skłonnością do tradziku.

Seria, którą chcę wprowadzić na blogu i produkty w niej polecane sprawdziły się (lub nie) na mojej skórze. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że z tą chorobą skóry żyję już ponad 15 lat i niejedno moja skóra przeszła - rozeznanie w temacie mam. Dodatkowo będę starała się w bardzo przyjazny sposób przedstawiać wam badania naukowe odnośnie najnowszych metod i technik leczenia.


Znam tego dziada od lat. Nie tylko zniszczył mi obraz tego co codziennie widzę w lusterku, ale również wpłynął na moją psychikę. Wpisy o trądziku będą szczere, ale mam wrażenie, że jest to potrzebne - potrzebne jest przedstawienie świata osoby, która pomimo tysiąca kuracji, leczenia u dermatologa nadal ma problem. A społeczeństwo w bardzo prosty sposób dokłada jej kolejnych kopniaków.

Chciałabym abyście obejrzały filmik z kanału My Pale Skin, jest to kwintesencja tego co chciałabym Wam przekazać:

źródło: https://www.youtube.com/watch?v=WWTRwj9t-vU

Pryszczata.
W rozmowach między sobą, gdy nie pamiętamy imienia drugiej osoby bardzo często rzucamy jakis przymiotnik - określenie, które dla nas w rozmowie jest tylko slowem. W życiu dorosłym już to kontrolujemy, dzieci natomiast są szczere do bólu. U mnie trądzik pojawił sie bardzo szybko, bo w 3 klasie podstawówki. Bardzo często słyszałam to określenie w stosunku do mojej osoby. Nie reagowałam, ale za 20,30 czy 50 razem zaczęłam wycofywać się ze środowiska - z rozmów, z relacji międzyludzkich. I nie jest to tylko moje wrażenie - nie wiem czy wiecie, ale istnieją badania na ten temat. Większość badanych osób odbiera siebie jako gorsze od reszty społeczeństwa. Skutki takiego myślenia są odczuwalne przez bardzo długi czas. Nawet dojrzali pacjenci często obwiniają i wskazują trądzik jako przyczynę niepowodzeń życiowych. Zacytuję jeszcze fragment świetnego artykułu ze Zwierciadła: Dochodzą do tego problemy społeczne, bo panuje przekonanie, że „ładnym” wszystko idzie łatwiej: mają lepsze życie towarzyskie, pracę oraz związki. Osoby z widocznymi problemami dermatologicznymi czują się niedoceniane, odrzucane, często też same się izolują. 
Nerwowo rozdrapywałam wszystko na mojej twarzy, pogarszając przy tym jej stan, ale przecież i tak dla całego świata byłam pryszczata. Nie wiem jak bardzo jesteście zainteresowani tym tematem jednak istnieją domniemania (nie potwierdzone badaniami naukowymi), że choroby skóry mają związek z chorobami psychicznymi. Trądzik w wielu artykułach wskazywany jest jako jeden z powodów występowania depresji. Podobno działać to ma również w drugą strone, ze choroby psychiczne mogą nasilać trądzik.


Podam Wam bardzo głupi przykład - jeszcze kilka miesięcy temu nie przyznawałam się publicznie, że prowadzę bloga o tematyce beauty. Dlaczego? Przez ocenianie - bo jak to może być, że dziewczyna z trądzikiem bawi się w recenzowanie i polecanie kosmetyków, jak wygląda tak jak wygląda.

Nie szata zdobi człowieka.

Wygląd zewnętrzny gra pierwsze skrzypce w naszym życiu. Niedoskonałości wprawiają mnie w zakłopotanie, zażenowanie i budzą we mnie poczucie wstydu.
Jednak to nie tylko kosmetyki wpływają na to dlaczego na mojej twarzy dzieje się tak, a nie inaczej. Hormony, stres, suplementacja, odpowiednia pielęgnacja...jednak - wszystko zaczyna się od jedzenia.

Przerażające jest to, że Propionibacterium acnes (bakteria odpowiedzialna za powstawanie trądziku) staje się coraz bardziej oporna na stosowane antybiotyki!

Jeszcze kilka lat temu wydawało mi się to śmieszne. Jakoś nie chciałam wierzyć mojej mamie, kiedy mówiła "nie jedz tej czekolady, bo cię wysypie jeszcze bardziej". Jednak im dalej w las, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że -kurczę - coś w tym jest. Jest grupa produktów, które w przeprowadzonych badaniach niemalże u wszystkich badanych wywołały tzw. wysyp. W tym mleko. A dokładniej hormony (i laktoza) .

Jednak żebyście to zrozumiały zacznijmy od normy. Prawidłowa dieta przy problemach skórych powinna być oparta na:

pokarmach o niskim indeksie glikemicznym -  Pożywienie o wysokim indeksie glikemicznym powoduje wzrost produkcji insulinoopornego czynnika IGF1, który zwiększa ilość androgenów, prowadząc do wzmożonego wydzielania łoju

dużej zawartości owoców i warzyw;

dużej zawartości cynku i prowitaminy A (beta karoten) - Badania wykazują, że osoby dotknięte trądzikiem mają znacznie niższy poziom tych dwóch substancji w porównaniu do zdrowych.

małej ilości lub braku czekolady i innych słodyczy - Dostarczanie w diecie czekolady i jej powiązanie z nasileniem trądziku jest kwestią sporną wielu badań. Najczęściej spożywane są mieszanki przetworzonej czekolady z mlekiem i innymi produktami np. masłem. Można przypuszczać, iż z powodu zawartości w tych produktach kofeiny, serotoniny, fenyloetyloaminy i kwasów tłuszczowych, które zwiększają ilość wydzielanej insuliny, dochodzi do zaostrzenia trądziku

 • braku ostrych przypraw.

Mleko
Spożycie produktów mlecznych wiąże się z ekspozycją na hormony, między innymi Dihydrotestosteronu, który ma niezwykle silne właściwości stymulujące czynność gruczołów łojowych. Wcześniej wspominałam wam, że głównym sprawcą zamieszania są hormony. To prawda - krowy dające mleko przez cały rok karmione są hormonami aby dawać coraz to większej ilości mleka. Niestety (tak jak w przypadku kobiet karmiących) hormony są obecne w mleku,przez co dostarczane są do organizmu ludzkiego dodatkowe porcje, które po pewnym czasie mogą rozłożyć układ hormonalny na łopatki.

Cytrusy 
Właściwości alergenne cytrusów znane są przede wszystkim wśród młodych mam. Jednak cytrusy spożywane w nadmiernej ilości mogą powodować nasilenie się trądziku w postaci zaskórników zamkniętych (tzw. kaszki), więc jeśli jesteście fankami soków czy smoothie własnoręcznie tworzonych ostrzegam przed tymi owocami w  nadmiernej ilości.


Pomimo, że tekst pierwotnie miał być tylko o jedzeniu, jednak z racji coraz większej ilości dni słonecznych apeluję aby w końcu zakopać ten przeklęty mit, że słońce leczy trądzik. NIE LECZY! Co prawda po opalaniu cera wygląda lepiej - gdyż promienie UV mają właściwości bakteriobójcze oraz wysuszające. Dodatkowo opalona skóra wygląda na bardziej jednolita przez co niedoskonałości stają się mniej widoczne. Jednak skora robi się grubsza, wygląda ładniej, a pod tą pozorna poprawą czai się istne apogeum - nagromadzone ilości sebum, które jak się wydostają to... Chowajcie twarze do szafy. Niestety ja przez dłuższy czas niemal co tydzień siadałam przed lampą kwarcową i "wysuszałam" pryszcze. Bardziej profesjonalnie mówiąc:
Na skórze wystawionej na słońce bez zabezpieczenia odpowiednimi filtrami dochodzi do nadmiernego wysuszenia warstwy rogowej oraz nasilonego złuszczania, co z kolei zwiększa prawdopodobieństwo zatkania porów, a co za tym idzie - nasilenia trądziku.


Post był już gotowy do publikacji w jego wersji pierwotnej jednak leżąc sobie z wieczorną herbatą znalazłam artykuł, w którym opisana jest pielęgnacja cery trądzikowej. I wiecie co? Szlag mnie trafił. Pielęgnacja ta opierała się na  myciu i złuszczaniu. Słowa nie było o nawilżaniu! Mój "bulwers" spowodowany jest tym, że ze swojego doświadczenia wiem, że młode dziewczyny wierzą w to co piszą w gazecie. Ja też ślepo wierzyłam, ale to jaką krzywdę można sobie zrobić samym myciem i złuszczaniem to katastrofa!


Pamiętajcie, że trądzik nie jest tylko chorobą twarzy - często pojawia się na plecach czy dekolcie,gdzie walka z nim jest o wiele cięższa. Bo twarz pomalujesz, a plecy?


Na sam koniec chciałabym pokazać Wam zrzut ekranu, gdy wpisałam w Google trądzik. W podpowiedziach pojawily sie dosc drastyczne przykłady tego jak destrukcyjnie niby taka prosta rzecz może miec na czlowieka. Da sie z tym zyc, da sie przyzwyczaić do tego, i da sie przykryć to wszystko makijazem. Da sie nawet udawać, ze wszystko jest w porządku.

Mam apel - kolejny w tym poście - jeśli macie w swoim towarzystwie osobę, która zmaga się z trądzikiem i zauważcie, że zaczyna unikać kontaktów i wycofywać się z życia towarzyskiego - zadzwońcie, zaproponujcie wyjście na kawę (bez mleka!), bo by może to nie jest tylko introwertyczna natura danej osoby. Być może jest to izolacja.

Bibliografia:
1. http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,13640467,Tradzik__Dieta_w_pryszcz.html?disableRedirects=true
2. https://depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/14494/Wpływ%20żywienia%20jako%20czynnika%20środowiskowego%20na%20poprawę%20kondycji%20skóry%20wśród%20dorosłych%20kobiet%20z%20trądzikiem%20pospolitym.pdf?sequence=1&isAllowed=y
3. http://zwierciadlo.pl/psychologia/tradzik-a-negatywne-emocje
4. https://www.pum.edu.pl/__data/assets/file/0017/80162/60-02_013-018.pdf





Niekosmetyczne zakupy miesiąca

Niekosmetyczne zakupy miesiąca

Nie samymi kosmetykami człowiek żyje, czyż nie? Czasami trzeba wyjść poza drogerię i zmierzyć się z ciężkim życiem. Buszować między stosami ubrań, butów czy książek - szczerze tego nienawidzę dlatego chcę polecić Wam kilka stron, gdzie bez problemu (i bardzo szybko), a co najważniejsze - bez wychodzenia z domu można zrobić zakupy.


Po pierwsze - buty i Footway
Nienawidzę kupować butów. Szczerze i prawdziwie. Dlaczego? Moja królewska stopa w rozmiarze 35 nie zawsze znajduje to co się jej podoba. Tutaj jak grom z jasnego nieba pojawił się kod umożliwiający zakup butów na stronie Footway. Postawiłam na klasykę i marki, których jeszcze nigdy w swojej karierze obuwniczej nie miałam.


Toms
Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie znałam tej marki obuwniczej. Jednak bardzo spodobała mi się ich akcja - kupując parę butów Toms przekazuje parę butów dziecku, które je potrzebuje.


Zakochałam się również w kolorze - intensywnej pomarańczy, która genialnie będzie wyglądać późną wiosną i w chłodniejsze dni lata. Po pierwszych próbach z pewnością mogę powiedzieć, że są to najwygodniejsze buty jakie miałam na stopach. Tak cudownie miękka wkładka i lekkość w noszeniu. Idealne na długie spacery! Ja wybrałam rozmiar 36,5, a buty leżą idealnie. Jeśli nie jesteście pewni rozmiaru na stronie Footway, każda para obuwia ma idealnie rozpisaną rozmiarówkę na centymetry. Ja właśnie w taki sposób dobierałam obydwie pary butów, które z tej strony zamówiłam. Wykonane są naprawdę bardzo porządnie, idealnie wyprofilowane do mojej stopy.
Buty kosztowały: 182 zł


Wrangler
Szukałam trampek innych niż takie, które można znaleźć na ulicy. Mam wrażenie, że w Conversach chodzą już wszyscy. Dlatego zdecydowałam się na niestandardowe - ale jakie piękne - połączenie bieli i...liści monstery oraz bananowca. Mam wrażenie, że za chwilę wszyscy będą mnie z nimi kojarzyli. Ale to nic! Ja kocham ten motyw (nawiasem mówiąc jestem zauroczona naszyjnikiem Sotho w kształcie liścia monstery!). Buty są bardzo klasyczne - idealnie sprawdzą się do jeansów czy sukienek. Również mam nadzieję, że pokonam w nich długie kilometry.
Buty kosztowały: 142 zł


PS. Jeśli chcecie szybko kupić buty polecam tę stronę. Co prawsa wysyłka jest ze Szwecji, jednak DHL Express spisuje sie rewelacyjnie i w ciągu jednego dnia poprzez Szwecje, Danie i Niemcy buty trafiają w wasze rece w ciągu 24h! Byłam zaskoczona! Strona oczywiście jest w języku polskim, a zakupy odbywają się na niej jak w każdym sklepie internetowym.


Sukienka
Mam mocne postanowienie żeby nosić więcej (i częściej) sukienki. Dlatego szukałam - znowu- czegoś niestandardowego. I znalazłam na stronie selfieroom. Obawiałam się jakości jaka mogę otrzymać - słysząc słowo butik internetowy mam przed oczami zdjęcia typu internet vs rzeczywistość. Jednak jakość jaka otrzymałam jest rewelacyjna! Czy już wspominałam, że kocham ten motyw?
Cena: 89,99


Monstera
I mnie nie ominął szał na monsterę w biedronce. Okaz, który kupiłam był lichy - ostatni w sklepie, dlatego obawiałam si, że nic z niej nie będzie. Przesadziłam ją w większą doniczkę, a ona zaczęła rosnąć jak szalona - właśnie rozwijają się 4 i 5 młody liść! I zaczynają pojawiać się charakterystyczne pęknięcia.
Cena: 14,99

Książki i akcja-regeneracja
Jako, że przed sesją ma się więcej czasu (tak jak i w trakcie - też to znacie?) zaczęłam więcej czytać. W ciągu jednego dnia przeczytałam książkę It ends with us. Jestem zachwycona lekkością pióra autorki, gdy pisze o sprawach trudnych i jakże ważnych, których nie można zamiatać pod dywan. Na już coraz cieplejsze wieczory pożyczyłam, od Doroty, powieść E. L. James Grey. 


No i odkopałam książki Anny Lewandowskiej oraz płyty z ćwiczeniami - w końcu wakacje coraz bliżej, a ja nadal nie przygotowana do lata :)

ŹRÓDŁO:http://wyborcza.pl/7,90535,21252270,the-crown-i-ksiaze-filip-walka-o-tron-elzbieta-ii-w-serialu.html?disableRedirects=true

Netflix


Zdecydowanie jest czymś co pochłonęło mnie najbardziej. Skończyłam oglądać serial The Crown opowiadający o rodzinie królewskiej z pałacu Buckingham, obecnie szukam czegoś co zachwyci mnie tak samo jak ten serial. Jednocześnie daje zupełnie inne spojrzenie na monarchie i sama Królową. Jednak nie mogę oderwać się od rodziny królewskiej i czytam oraz oglądam dokumenty o Królowej Elżbiecie.



Ehh, sporo tego! Ale nie żałuję żadnego z zakupów. Jestem bardzo ciekawa na jakich stronach internetowych Wy robicie zakupy - są to znane portale czy raczej niewielkie butiki?
Siostro, tlen! - czyli słów kilka o kosmetykach O2Skin

Siostro, tlen! - czyli słów kilka o kosmetykach O2Skin


Tlen.
Składnik bez którego nie wyobrażamy sobie życia. Potrzebny jest do wielu procesów zachodzących w organizmie człowieka oraz poza nim. Jeśli sięgniemy pamięcią do lekcji chemii przypomnimy sobie, że tlen jest cząsteczką dwuatomową - w dodatku lotną. Marce O2Skin udało się zamknąć 30% tlenu w kosmetykach, w postaci stałej, co jest fenomenem.
Tlen - tak jak już wspominałam, jest niezbędny w przyrodzie,medycynie, w sporcie (m.in. w nurkowaniu). Jednak jakie ma działanie w kosmetykach?
Tlen zawarty w kosmetykach powoduje zwiększenie działania wszystkich składników - oznacza to, że kosmetyk jest bardziej skuteczny, a jego działanie wielokrotnie zwiększone.
Tlen powoduje wprowadzenie składników do głębszych warstw skóry, przez co składniki te mogą dużo lepiej działać (a co za tym idzie, efekty, które widzimy w lustrze są dużo szybciej widoczne)
Tlen ma właściwości przeciwzapalne, antybakteryjne, tonizuje oraz wzmacnia pory skóry. Dodatkowo poprzez pobudzanie komórek powoduje ich efektywniejszą pracę, a co za tym idzie poprawia ukrwienie skóry, przez co skóra jest jędrniejsza. Dodatkowo tlen przyspiesza procesy regeneracyjne skóry.
Tak mówi producent - jednak jakie efekty możemy obserwować stosując poszczególne kosmetyki z serii?
Jak możecie zauważyć na zdjęciu ja testowałam 3 z 6 obecnie dostępnych na rynku kosmetyków. Był to tlenowy krem-żel na dzień, tlenowy nawilżająco-odżywczy krem na noc oraz skoncentrowane serum tlenowe.
Jak je używałam?
Zarówno rano i wieczorem po oczyszczeniu i tonizowaniu twarzy nakładałam serum wodne, a następnie odpowiedni krem (czy to na dzień, czy na noc). Mam nadzieje, że nie wprowadzi to większego zamieszania jeśli tę recenzję napiszę trochę inaczej niż zwykle.

Oxygen Crem-Gel day --> tlenowy krem-żel na dzień (30% tlenu)
Krem ma lekką żelową konsystencję. Zgodnie z opakowaniem skierowany jest do cery suchej, zmęczonej jednak wiem ze spotkania na temat tej marki, że równie dobrze będzie działał na każdym typie skóry - nawet na cerze tłustej, przetłuszczającej się. Z ważniejszych składników jakie zawarte są w tym kremie to przede wszystkim kwas hialuronowy, aloe vera oraz ekstrakt z chrząstnicy kędzierzawej (jest to zielony glon, który rośnie w północnej części Oceanu Atlantyckiego - ma działanie łagodzącej oraz przeciwzmarszczkowe). Kremu w opakowaniu jest 50 ml i mamy 6 miesięcy na zużycie go.

Krem jest bardzo lekki w swojej konsystencji. Szybko się wchłania niemalże do matu,co jest bardzo cenione rano. Szczególnie gdy jest się spóźnionym. Jednak, gdy się z nim przesadzi, trzeba borykać się z nieprzyjemna lepka warstwa

Oxygen Moistrurizing - Nourishing Night Cream --> Tlenowy Nawilżająco-Odżywczy krem na noc (30% tlenu)
Krem ma bogatą formułę. Zbitą i w momencie nabierania jej na palce obawiałam się jego ciężkości i od razu wyobrażałam sobie lepką warstwę na skórze i włosy przyklejające się do twarzy - okropieństwo - na szczęście, tutaj nic takiego nie ma miejsca. Świetnie się wchłania, przez co lubię zostawić na noc grubszą warstwę kremu. Nawilżenie jest naprawdę intensywne. Z ważniejszych składników zawartych w kremie to warto zwrócić uwagę na alantoinę, ekstrakt z rumianku czy z owsa.

Kremu również jest 50 ml, a na zużycie mamy 6 miesięcy.


Oxygen Water ---> skoncentrowane serum tlenowe (30% tlenu)
W swojej konsystencji jest bardzo lekkie. Nakładając na twarz wysycha momentalnie. W przypadku cer młodszych - gdzie raczej działa profilaktyka przeciwzmarszczkowa - serum przeciwdziała procesom przedwczesnego starzenia, zapobiega utracie wody z naskórka. Rewelacyjnie sprawdza się jako..baza pod makijaż. A testuję w ostanim czasie kilka baz, to zdecydowanie to serum wygrywa.
Serum mamy 30 ml, a na zużycie ponownie 6 miesięcy.

Działanie:
Jako, że używałam całego zestawu w jednakowym czasie działanie postanowiłam opisać również wspólnie. Jednak wiem, co działało bardziej, a co niestety troszkę słabiej.
- serum jest ultra lekkie, jednak pompka i nabranie go z opakowania to już zupełnie inna bajka. Niezależnie od ilości produktu pompka miała problem z nabraniem chociaż minimalnej ilości. Obecnie(kiedy w opakowaniu jest około połowa produktu) mam bardzo spory problem z wydobyciem serum. O tym, że pompka jest mało precyzyjna dowiedziałyśmy się od ambasadorek podczas spotkania z markę, jednak nie sądziłam, że aż tak bardzo będzie to upierdliwe. Obecnie produkt wydobywam małym pędzelkiem - polecam, jeśli ktoś również ma z tym problem.
- krem na dzień jest zdecydowanie produktem, z którym polubiłam się najmniej - co można zobaczyć po zużyciu. Jakoś ta żelowa formuła do mnie nie przemawia. I nie dotyczy to tylko tego kosmetyku, ale również innych kremów (np. Eveline), które charakteryzują się właśnie taką konsystencją.
- krem na noc ma najładniejszy zapach z całej serii, jednak nie są to (mówiąc o całej serii) kosmetyki bardzo mocno aromatyzowane. Po nocy zawsze nie mogę napatrzeć się na wygląd cery - jest genialnie napięta, gładka i wyraźnie nawilżona. Pupcia niemowlaka, dosłownie - nawet jeśli na twarzy znajdują się jakieś niedoskonałości
- jadąc na konferencję Meet Beauty miałam kilka czerwonych plam po pryszczach. Zawsze takie plamki goiły mi się i znikały po kilku dniach. Niestety zauważyłam, że gdy używałam tego całego zestawu takie zaczerwienienia goiły się dużo dłużej. Około 2 tygodni
- zauważyłam, że takie trio świetnie wpłynęło na zmniejszenie przetłuszczania cery. Moja tłusta cera, nagle stała się cerą mieszaną z umiarkowanym przetłuszczaniem w strefie T. Może to być spowoodanwa tym, że po prostu dostała odpowiednią dawkę nawodnienia, ponieważ w badaniu skóry wyszło mi, że moja cera jest odwodniona i obecnie zwracam uwagę na odpowiednią ilość spożywanej wody no i sumienność w pielęgnacji.

Podsumowując:
Innowacyjna formuła, gdzie wykorzystywana jest bardzo skomplikowana technologia natleniania kosmetyku, jest czymś nowatorskim. Jednak się sprawdza, gdyż nigdy wcześniej żaden kosmetyk nie zrobił takiego wrażenia na mojej skórze. Gołym okiem widoczne jest jej nawilżenie i wygładzenie, a dodatkowo jako jeden z czynników przyczynił się do ograniczenia przetłuszczania. A i jeszcze najważniejsze o czym nie wspomniałam - jako, że tlen wielokrotnie wzmacnia działanie kosmetyków można stosować go z innymi kosmetykami. Np. macie swój ulubiony, krem który działa cuda na twarzy, a połączeniu np. z serum jego działanie będzie wzmocnione. I jeszcze jedno - stężenie tlenu w kosmetykach się zmienia. W pierwszych dwóch tygodniach wynosi ono 30% przez co te pierwsze dni są najważniejsze jeśli chodzi o użytkowanie. W następnych tygodniach spada, ale nadal jest wysokie w porównaniu do kosmetyków innych firm, które reklamują się jakie kosmetyki tlenowe (gdzie maksymalnie jest 3-5% tlenu). Wszystkie kosmetyki z tej serii zamknięte się w ciężkich, szklanych opakowaniach co podyktowane jest wytycznymi, które wyraźnie wskazują, że takie opakowania są rekomendowane do kosmetyków tlenowych.

Jestem ciekawa czy słyszeliście kiedyś o tym kosmetykach - jeśli tak to jakie macie wrażenie?
Zmysłowo pachnący duet od Le Petit Marseiliais

Zmysłowo pachnący duet od Le Petit Marseiliais



Jakiś czas temu dostałam informację, że udało mi się dostać do kampanii ambasadorskiej Le Petit Marseiliais. Nie była to moja pierwsza kampania, więc już mniej więcej wiedziałam czego można się spodziewać. Tym razem do przetestowania każdy z uczestników dostał dwa żele - jeden typowo damski oraz męski. Szczerze mówiąc - i nie tylko ja miałam takie odczucia - ten przeznaczony dla mężczyzn miał bardziej kobiecy zapach niż orzeźwiający i bardzo uniwersalny damski, ale o tym za chwilę.

Z tą firmą kosmetyczną zetknął się już chyba każdy - nie mam na myśli bezpośredniego kontaktu produktem tylko jego dostępność. Można je kupić w Rossmannie oraz w dyskontach, m.in. w Biedronce. 

Tak jak już wspominałam w paczce ambasadorskiej znalazły się dwa nowe zapachy: męski to aromatyczna czerwona pomarańcza z szafranem, a damski to orzeźwiający granat.


Propozycja skierowana przez firmę do mężczyzn to żel pod prysznic 3 w 1. Oznacza to, że nie jest to tylko produkt do oczyszczania ciała, ale równie genialnie spisze się do mycia włosów czy twarzy. Chociaż tego ostatniego bym nie polecała - nie jestem fanką takich rozwiązań. Moim zdaniem warto użyć produktu, który skierowany jest tylko do tej części twarzy. Ale wiadomo jak to jest z mężczyznami - ma być szybko i funkcjonalnie. Jeśli chodzi o zapach - jest genialny. Nie będzie to tajemnicą, gdy powiem, że ja bardzo często po niego sięgałam. Nie był to typowy ciężki zapach dla mężczyzn. Raczej słodki, odprężający. Utrzymywał się długo na ciele, o wiele dłużej niż granat, o którym za chwilę wam opowiem. Nie przesuszał skóry, jednak konieczne było zastosowanie po nim balsamu do ciała. Obydwa żele dają cudownie kremową pianę. Plusem jest to, że firma - pomimo, że jest łatwo dostępna- skupia się na składnikach pochodzenia naturalnego.

Jeśli chodzi o wersję dla kobiet jest ona zdecydowanie bardziej uniwersalnym zapachem. Tak jak już kilkakrotnie podkreślałam jest to bardzo rześki zapach. Minusem jest to, że nie wyczuwam go na ciele po kąpieli. A lubię czuć zapach żelu, długo po wyjściu spod prysznica. Konsystencja w przypadku obydwóch produktów jest bardzo żelowa, nie spływająca między palcami. Wydajność również jest na przyzwoitym poziomie. Jeśli chodzi o tę wersję to firma jakiś czas temu wydała serię dezodorantów, w ramach uzupełnienia pielęgnacji możemy dobrać sobie dezodorant o zapachu śródziemnomorskiego granatu.

Żel tworzony jest przy partnerskim udziale Conservatoire du littoral. Zagłębiłam się i poszukałam trochę w internecie czym jest ta organizacja. Niestety wszystko co znalazłam było w języku francuskim i trochę koślawo przetłumaczyłam to poprzez google translate.Jest to instytucja publiczna, która nie ma swojego odpowiednika w Europie. Jest unikatowa dla Francji. Powstała w 1975 roku, a jej misją jest przywracanie środowisk zdegradowanych i zurbanizowanych do stanu pierwotnego oraz chronienie środowisk jeszcze nie objętych urbanizacją przez zdegradowaniem.

PS. A już teraz możecie zgłaszać się do kolejnej kampanii ambasadorskiej pachnącej słońcem! #rozswietlajacyrytuał



Jestem ciekawa czy sięgacie po żele pod prysznic tej firmy, jakie macie odczucia?
Meet Beauty po raz drugi

Meet Beauty po raz drugi



Pierwszy majowy weekend dobiega końca - ja te dwa dni spędzam na uczelni, więc zazdroszczę wszystkim, którzy mogą posiedzieć przy grillu w gronie znajomych.


Hotel Lord w Warszawie



Mam wrażenie, że posta z relacją z mojego pierwszego wyjazdu na Meet Beauty pisałam wczoraj. A tu już za nami kolejna edycja. W tym roku było spokojniej, jednak ponownie dostałam się z listy rezerwowej. W tym roku IV edycja odbywała się w przepięknym (i bardzo luksusowym) Hotelu Lord w Warszawie, nieopodal lotniska Chopina (Okęcie) . Było o wiele bardziej kameralnie niż w poprzednim roku, ponieważ byłyśmy tylko my - blogerki. Dla przypomnienia dodam, że poprzednia edycja była połączona z targami kosmetycznymi,na które mógł wejść każdy ;)

Wraz z Dorotą podczas warsztatów Neess

Razem z Dorotą (dorotxycosdladuszyidlaciala.blogspot.com) swoja podróż rozpoczęłyśmy już o 4:10 z naszego rodzinnego Inowrocławia! Chyba pierwszy raz w życiu prostowałam włosy o 3 nad ranem! Pomimo tak wczesnego wyjazdu przez cały dzień nie czułam zmęczenia. Atmosfera, która panowała podczas konferencji nie pozwalała zasnąć!  Naszym pierwszym przystankiem - a zarazem miejscem przesiadki - była Bydgoszcz. W Warszawie byłyśmy chwilę przed dziewiątą, gdzie w ogromnym ścisku dojechałyśmy na miejsce - do Hotelu Lord. My zdecydowałyśmy się z wynająć pokój w hotelu naprzeciwko - B&B Hotel Warszawa-Okęcie.

To już drugi raz!

Rejestracja i odbiór identyfikatorów trwała od 9.Konferencja zaczynała się o godzinie 10, gdzie zostałyśmy ciepło przywitane przez Anię Pytkowską.

Rozpoczęcie konferencji

Następnie udałyśmy się na warsztaty z panelu paznokciowego - Nowy wymiar manicure hybrydowego! Nowa rewolucyjna baza peel off od Neess.

Warsztaty Neess

W bardzo kameralnym gronie (około 20 osób) miałyśmy możliwość poznania bazy, która nie wymaga utwardzania w lampie, a co najważniejsze do ściągnięcia hybryd nie będzie potrzeby aceton czy frezarka. Wystarczy podważyć patyczkiem i odchodzi jak naklejka. Jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi, ponieważ należę do grupy kobiet, które nienawidzą zdejmowania lakieru hybrydowego. Warsztaty te były prowadzone przez ciekawą parę - wosk z pazurem.


Jednak wiele nieścisłości wynikające z zadawanych pytań sprawiły, że intersuje mnie ta baza pod względem trwałości - nadal nie rozumiem dlaczego nie można nakładać jej na paznokcie dłuższe niż opuszek palca... Ale trzeba przyznać,że produkt jest na tyle innowacyjny, że blogerska ciekawość została we mnie pobudzona w stu procentach! 
Warsztaty O2Skin

Po warsztatach z Neess udało mi się być na warsztatach O2Skin. Prowadząca - Iwona Szubelska - opowiadała o działaniu tlenu w kosmetykach. Dzięki obecności tlenu w stężeniu 30% kosmetyk dociera głębiej - do komórek, przez co skóra jest bardziej nawilżona, jędrna  a zmarszczki są wygładzone. Na marginesie powiem, że już testuję te kosmetyki i za jakiś czas opowiem o nich troszeczkę więcej.


W międzyczasie trwały wykłady - ale między rozmowami z Wami, warsztatami i odwiedzaniem stoisk partnerów w sobotę na te wykłady nie dotarłam. 

Jak już wspomniałam o stoiskach to warto dodać, że te były zjawiskowe! Annabelle Minerals oraz Natura Siberica genialnie wpisywały się w swoje naturalne trendy. Nam sprawiając przy tym mnóstwo radości, dzięki udostępnieniu wianków, w których chyba każdy wygląda genialnie! Do stanowiska Pollenna Ewa zawsze były największe kolejki, a to dlatego, że można było wykonać badanie skóry. Nie pytajcie co wyszło - ja już podjęłam walkę!

W niedzielę, od samego rana, miałyśmy świetną zabawę na warsztatach Natura Siberica. Po genialnym wykładzie, jak dzieci bawiłyśmy się w tworzenie własnego kosmetyku. Był to peeling różany, który genialnie pachniał i jak się sprawdził! W marce Natura Siberica zaskoczyło mnie to w jaki sposób pozyskują rośliny do swoich kosmetyków. Jestem pod ogromnym wrażeniem marki i jak zawsze omijałam ją na zakupach to teraz wypatruję jej na półkach ;)

Ostatnie warsztaty w jakich uczestniczyłam to były warsztaty z marką Pierre Rene oraz z cudowną Moniką (Candymona), która była prowadzącą te warsztaty. Poznałyśmy sposoby jak wykonywać manicure hybrydowy aż pod skórki oraz pokazano nam kilka prostych, ale efektownych zdobień. Na koniec same mogłyśmy poćwiczyć trochę na wzornikach!

W niedzielę były również wykłady oraz panele dyskusyjne. Byłam na jednym - ostatnim o metamorfozie bloga Sylwii (czerwonousta.pl). Dało mi to trochę do myślenia i mam zamiar wprowadzić małe zmiany na blogu. 

Na stoisku Efektimy Panie z zapałem opowiadały o kosmetykach tej marki. Nie uwierzycie, ale znalazłam tam balsam waniliowy, który wanilią kompletnie nie pachniał! Tylko cudownie, słodko. Dowiedziałyśmy się, że to celowy zabieg marki  - bardzo na plus! Było również stanowisko marki Mustela oraz Roge Cavailles. 


Zarówno pierwszego jak i drugiego dnia zostałyśmy przepysznie nakarmione. Można było wybierać z mnóstwa dań oraz deserów...Przepraszam,czy ma ktoś przepis na te banany co znikały w zastraszającym tempie?!

No i ścianka - chyba najpiękniejszy element i najbardziej pożądany. Na tyle ile czas pozwalał ponownie trzymałyśmy się w jednej ekipie - Dorota,Marzena i Ania. Dla porównania wstawiam zdjęcie sprzed roku oraz obecne ;)

Bardzo się cieszę, że mogłam ponownie stać się częścią tej konferencji. Dziękuję dziewczynom za cudownie spędzony czas oraz wszystkim tym, z którymi udało mi się choć chwilkę porozmawiać. Mam nadzieję, że za rok również napiszę dla Was relację z tego wydarzenia ;)


Dziękuję również wszystkim sponsorom za przygotowane dla nas paczki! Jest tego tyle, że ciężko zdecydować się od czego zacząć!


Jeśli chcecie zobaczyć relację na gorąco, serdecznie zapraszam na profil instagramowy, gdzie zapisałam relację z tych dni!


A tymczasem powoli szykuję się na See Bloggers!
Ecodenta Extra Black Whitening - pasta do zębów z węglem drzewnym oraz Teavigo

Ecodenta Extra Black Whitening - pasta do zębów z węglem drzewnym oraz Teavigo


Nie znam osoby, która nie chciałaby mieć śnieżnobiałego uśmiechu. Wzorujemy się, nadal, na czymś co widzimy w telewizji czy internecie. A niestety hoollywoodzki uśmiech to często nieosiągalne marzenie - dlaczego? Bo nie bierzemy pod uwagę naszego naturalnego koloru zęba.
W drogeriach roi się od wszelkiego rodzaju past wybielających. I nie ukrywam, ze z takich korzystam. Głównie pod wpływem reklam:telewizyjnych czy tych z czasopism. Do mnie najbardziej przemawiała szczerząca się na ekranie Shakira i po pastę Colgate sięgałam zdecydowanie najczęściej. Oprócz aktywatora wybielania z tej serii przetestowałam chyba wszystkie dostępne pasty. Niestety efekt był taki jak przy normalnej paście,a cena...no cóż, nie jest to najtańsza drogeryjna półka cenowa.
Węgiel aktywny
Przez bardzo długi czas kojarzony był z lekiem na dolegliwości żołądkowe-jelitowe. Popularny w kosmetyce jest dopiero od niedawna. Przez to, że posiada porowata strukturę ma bardzo duże właściwości absorpcji oraz wiązania. W skrócie mówiąc - dzięki swojej budowie w bardzo łatwy sposoby przyciąga do siebie zanieczyszczenia, toksyny oraz bakterie, które znajdują się w głębszych warstwach skory. Uważa się, ze jest to jeden z bezpieczniejszych sposobów na wybielenie zębów, ponieważ nie narusza ich szkliwa. W oczyszczeniu zębów również duże znaczenie ma porowata struktura węgla, gdyż pochłania on zanieczyszczenia powstałe na szkliwie na skutek picia kawy, herbaty czy wina. 

Zdecydowałam się na pastę Ecodenta. Jest to najtańsza propozycja spomiędzy past z dodatkiem węgla aktywnego. Ceny zaczynają się od 11 do 23 zł. Ja swoją pastę kopiłam w dwupaku, na Allegro, za 23 zł. Pasta produkowana jest w Wilnie, a sama pasta przeszła szereg testów pod okiem odontologów na Uniwersytecie Medycznym w Kownie.Jej głównymi składnikami jest wspomniany już węgiel oraz Teavigo - jest to ekstrakt z bezkofeinowej zielonej herbaty, który niszczy bakterie wywołujące próchnicę. Producent zapewnia, że 96% składników użytych w tym kosmetyku jest pochodzenia naturalnego.


Pasta zamknięta  jest w tradycyjnym opakowaniu wykonanym z miękkiego plastiku. Pasta jest smoliście czarna. Jeśli chodzi o efekty to z pewnością warto wspomnieć o odświeżeniu jakie daje ten produkt. Jest to - nie ukrywając - wściekle miętowa pasta. Do tego stopnia, że piecze w język. Mi to nie przeszkadza, jednak wiem, że wśród Was są takie osoby, które szukają bardziej ziołowych past. Wybielanie - ciężko mi określić czy to jest takie typowe wybielenie. Węgiel zawarty w tej paście genialnie oczyszcza zęby z osadu i przebarwień po kawie, herbacie. Przy pierwszy użyciu jest w stanie delikatnie wybielić nawet te "przestarzałe" plamy. A przy regularnym stosowaniu usuwa wszystko. Jednak pasta nie wpływa na kolor zęba - po prostu oczyszcza go do naszego naturalnego odcienia, więc jeśli z natury macie mleczne zęby ta pasta nie sprawi, że będą one śnieżnobiałe. Z całą pewnością jest to produkt delikatniejszy niż standardowe pasty wybielające. Jeśli przypomnicie sobie strukturę takiej pasty, to zawiera ona bardzo mocno wyczuwalne drobinki ścierające - niestety przyczyniają się one do uszkodzenia szkliwa a w konsekwencji m.in. do nadwrażliwości. Ecodena jest gładka, kremowa i bardzo gęsta. Mimo tego genialnie się pieni. A czerń, zamienia się w nieciekawy odcień szarości.
Z pewnością nie jest to pasta, która zachwyci wszystkich. Jednak ja jestem zadowolona. bo jako jedyna radzi sobie z osadem z herbaty - której piję bardzo dużo. Mi jej silnie miętowy smak nie przeszkadza, jednak warto mieć to na uwadze.
Przeglądając strony internetowe zauważyłam, że firma posiada w swoim asortymencie  również płyn do płukania jamy ustnej również wzbogacony o węgiel oraz Teavigo.




Jestem bardzo ciekawa jaki jest wasz stosunek do czarnych past - używacie?

Copyright © 2014 Lifestyle, beauty, food by Miritirllo , Blogger